Zapraszamy na pokład naszej pirackiej łajby, latającej kawiarni Arizona, kosmicznej koparki odkrywkowej do podróży w czasie. Nasz wehikuł ma w brzuchu silnik hybrydowy, który napędzają dwa najbardziej rozgrzewające rodaków materiały opałowe: polski węgiel i polski queer. Kopci aż miło, niebo jest czarne od spalin. Węgiel zdobyły dla nas córki górników, które mocno wzięły sobie do serca hasło „zmień piec”. Queer produkujemy wspólnymi siłami, to energia odnawialna, ekologiczna, wysokokaloryczna. Węgiel i queer to paliwa pozwalające nam na swobodne podróże w czasie i przestrzeni – do czasów naszych ojców i dziadków, do domeny bełchatowskich diabłów i śląskich beboków, do świata na opak barbórek, combrów i maskarad.
FILIPKA: ojciec, człowiek pracy fizycznej, miał na początku sceptyczny, a nawet niechętny stosunek do artystów i intelektualistów, widząc w nich ludzi „oderwanych od życia”
Co za niespodzianka – nasz koloryt lokalny niespodziewanie okazuje się atrakcyjny dla przemysłu kulturowego, jest wielce poszukiwany na rynku sztuki! Zwrot ludowy, transformacja, trans, autofikcja – okazuje się, że jesteśmy bogate w złoża pożądanych surowców. Nic tylko rozpoczynać wydobycie, odkrywać odkrywkę, atakować przodek kopalni tożsamości. Ale uwaga, żeby nie doprowadzić do katastrofy ekologicznej! Żeby wstrząsy nie naruszyły nam fundamentów, nie rozpłatały nam fasady na pół. Żeby zorientować się, kiedy koszty wydobycia zaczną przewyższać wartość urobku.
NIKO: Poruszają się na bionicznych kilofach, które zastąpiły nogi. Nie mogą przestać pracować, work girl, każdym krokiem orają grunt pod sobą, zostawiają korytarze, kopią cyfrowe cmentarze.
Osoby, które decydują się na eksplorację tożsamości w ramach twórczości artystycznej, muszą uważać nie tylko na tokenizm, ale też na pułapki (auto)ekstraktywizmu. Pozornie ucieczka od kariery w przemyśle wydobywczym do prekariatu sztuki współczesnej może wyglądać jak wielki fuck pokazany późnemu kapitalizmowi. Ale, jak mówi Vladan Joler – nowy ekstraktywizm „sięga najdalszych zakątków biosfery i najgłębszych warstw ludzkiego poznania i uczuć” i trzeba uważać, żeby samej sobie tego nie zrobić.
KUBA: Mam na sobie koszulę roboczą mojego ojca którą dostał z kopalni i serwuję creepy pizde.
Co przywozi do stolicy córka górnika? Co skrywa jej czacha, a właściwie – słowami Anouk Herman – jej „dziursko, kanion, mózg nastoletniej dziewczynki”? Śląski okultyzm, bełchatowskie Silent Hill, trujące owoce hałdy. Oneiron i Golluma, Skarbnika i Susan Styker.
OLIWER: Moja śląskość ciągle wydaje mi się stworzona z fragmentów – posklejana, pozszywana na siłę. Czy jestem prawdziwym Ślązakiem? Kto jest?
Córki górników szyją sobie nowe mundury ze śliny i słów – kostium laleczki, odzienie demonicznego chłopa, garsonka historyczki sztuki, maska gollumicy, szmaty stracha na wróble. Równie dobre co mundur górnika, a może nawet lepsze – epoka paliw kopalnych definitywnie się kończy. Tak właśnie wygląda załoga naszej pirackiej łajby, latającej kawiarni Arizona, kosmicznej koparki odkrywkowej do podróży w czasie z napędem hybrydowym, węglowo-queerowym.
tekst: Maja Demska