Inga Lipińska


SZPULARKI | TERAZ POLIŻ, Beniamin Bukowski, Krystyna Duniec, Katarzyna Kalwat, Inga Lipińska
4/6

Praca powstała jako część Programu Wsparcia Środowisk Twórczych realizowanego przez Jasną 10: Warszawską Świetlicę Krytyki Politycznej w ramach programu „Centrum Jasna” finansowanego ze środków Miasta Stołecznego Warszawy.

Praca przy projekcie szpularek zmieniła moje postrzeganie na trzech gruntach. Zostawię na boku wartość historyczną, artystyczną i skupię się na osobistych emocjach.

Urodziłam się w Żyrardowie, tu wychowałam i nadal mieszkam. Nigdy nie czułam ciepłych więzi rodzinnych.

Dopytywanie całej rodziny o wspomnienia i powiązania z zakładami lniarskimi dało mi sporo do myślenia. Jeszcze więcej ściana milczenia, na którą się przy tym natknęłam. Szczątkowe informacje o tragediach rodzinnych, tak bardzo ukrywane przede mną do tej pory, pokazały mi kontekst emocjonalnego chłodu przekładanego z pokolenia na pokolenie. A wizyty w muzeum, teksty, rozmowy przybliżyły mi straszne realia. Warunki, w których kobiety w mojej rodzinie żyły od kołyski, poprzez pracę, aż po grób. Wszystko to było powiązane w jakiś sposób z zakładami, bo w Żyrardowie inaczej się nie dało. Przez cały czas badań odnosiłam nowo pozyskane informacje do własnego drzewa genealogicznego, po kolei składając w całość strzępki historii rodzinnych. Tych, których do tej pory postrzegałam jako zimnych, mogłam wreszcie zrozumieć. Wiedziałam dlaczego tacy się stali. Ich dzieci podejmowały takie, a nie inne decyzje, bo ich rodzice przeszli to, o czym się dowiedziałam. I tak kilka pokoleń ludzi bardzo krzywdzonych dało mi geny. Wszystko ma swoją przyczynę, ja poznałam przyczynę własnego powstania.

Z pogodzeniem się z własną rodziną łatwiej żyć. Nawet jeśli jest ona wyłącznie w moim sercu.

Urodziłam się w Żyrardowie, tu wychowałam i nadal mieszkam. Nigdy nie czułam się z nim związana, nie czułam, że jest to moje miejsce. I nie znosiłam tego miasta.

Architektura nie robiła na mnie wrażenia. Cegłę widziałam od zawsze. Nie rozumiałam zachwytu ludzi przyjezdnych. Na zewnątrz może ładnie (nie wszędzie), ale w środku brud, a smród na klatkach to norma. Wcześniej to były dla mnie tylko stare budynki. A teraz gdy je widzę myślę o historii ludzi zapamiętanych w tych murach. Każda z tych cegieł waży nie tylko swoje ok 4 kg, ale też worek historii rodzinnych. Każdy gram starej, sypiącej się zaprawy piaskowej pamięta łzy, okrzyki radości, krzyki awantur, krople potu i krwi mieszkańców.

Te puste, śmierdzące hale pofabryczne były bliższe ludziom niż ich własne domy. To tam spędzali większość czasu poza snem. Tam huk maszyn układał im wszelkie rozmyślania życiowe. Rytm maszyn był rytmem ich życia. Tam marzyli, przeżywali żałobę po zmarłych dzieciach i rodzicach. Tam się zakochiwali. Tam byli upokarzani. Tam spełniali sens swojego istnienia.

Ludzie, których widuje codziennie w większości nie pracowali już w zakładach. Ale ich rodzice owszem. I dziadkowie. I pradziadkowie. Prapradziadkowie również. Wszyscy jesteśmy produktem zakładów niczym płótna wychodzące spod krosna.

Wszyscy mamy te same korzenie. I pomimo różnic poczułam, że jestem częścią tej społeczności.

Z tym poczuciem tożsamości lepiej się żyje w Żyrardowie. Nawet jeśli jest ona tylko w moim umyśle.

Urodziłam się w Żyrardowie, tu wychowałam i nadal mieszkam. Miałam wrażenie, że historia buntu szpularek pozostanie tylko wspomnieniem odległych czasów. Wprawdzie ważnym, o którym należy mówić, bo to było przełomowe wydarzenie. Jednak ostatnie miesiące bardzo zmieniły moje podejście do strajku, w którym ryzykowały absolutnie wszystkim, co miały. Na pewno się bały. I to bardzo. Bo praca definiowała każdy aspekt życia – wynagrodzenie, dach nad głową, opiekę lekarską, edukację dzieci i małżeństwo. Mimo tak ogromnego ryzyka, nie mogły nie strajkować.

Obecnie kobietom znów ogranicza się prawa. Znów są ludzie, którzy uważają, że mogą nam nakazać żyć w sposób nie do zaakceptowania.  I znów liczą, tak jak władze fabryki, że się pokornie zgodzimy. Wtedy się zdziwili. Kobiety poparli mężczyźni. Dziś jest podobnie. W zupełnie innej rzeczywistości, w Unii Europejskiej władza przekręca konstytucję jakby to było jojo, którym kiedyś wszystkie dzieci się bawiły. Władza liczy na to, że kobiety zajęte swoimi obowiązkami i strachem o najbliższych nie wyjdą i nie powiedzą „dość”. Że nie zaryzykują wszystkiego co mają.

Kobiety były filarem zakładów. Kobiety są filarem społeczeństwa. I nie dlatego, że jak to co niektórzy głoszą, ich rolą jest rodzić, ale dlatego, że decydują. O życiu swoim, swoich rodzin, swoich dzieci. Od wieków bez względu na to co im życie przyniesie podejmują codziennie szereg decyzji. I umieją to robić. Potrafią decydować słusznie. I wiedzą na co mogą sobie pozwolić, co przełkną, a czego jest już absolutnie za wiele i przyszedł czas wyjść na ulicę.

Z jednej strony bardzo mnie cieszy zryw, który od kilku tygodni zalał Polskę. Z drugiej strony pogłębiające się podziały społeczeństwa i manipulacja drugiej strony – martwi. Jest to o tyle niebezpieczne, że pojawia się również wśród osób, które na pozór działają w imię obrony praw obywatelskich.

Bo jeśli osoby robiące dużo szumu kopią dołki pod ludźmi, którzy od lat działają na rzecz sprawy, to jaki to efekt może przynieść?

Najwyższa pora zastanowić się, co chcemy osiągnąć. Jeśli ktoś ma parcie na szkło albo chce napędzić swoją karierę, niech znajdzie sobie inne pole działania. Teraz łatwo zaistnieć w mediach, nie trzeba wiedzy, wykształcenia ani osiągnięć. Nawet doświadczenia życiowego nie trzeba mieć. Dobrze się umalować, dbać o wizerunek, a masy to kupią.

Szpularki nie miały wykształcenia ani modnych kreacji. Miały cel.

Sprzeciw wobec odbierania praw kobietom to zajęcie w perspektywie niebezpieczne, bo człowiek wystawia się na ataki. Organów władzy, polityków, tradycjonalistów, nazistów i całej armii obrońców „tradycyjnego porządku”.  Ci co działają wiedzą, bo już niejednokrotnie im się dostało. Tak jak szpularkom. A jak ktoś dopiero teraz zaczyna, bo dzięki protestom chce zaistnieć, to jeszcze nie wie.

Ale to nie ma znaczenia dla sprawy. Ważniejsze jest blokowanie zjednoczenia sił. Bo to zjednoczenie jest bronią, o czym doskonale wiedzą ci, którzy nam te prawa chcą zabrać.

Jeśli nie skupimy się na celu to trud pójdzie na marne. I nasza szansa na zahamowanie pędzącego pociągu wypełnionego chorymi pomysłami, które mają na celu pozbawienie praw wcześniej wywalczonych przez kobiety i nie tylko. Do tego ekspresu dołączają się organizacje i jednostki działające w sposób wyrachowany. Przekłamują rzeczywistość, przekręcają fakty, oczerniają tych którzy praw oddać nie chcą. Manipulacje to ich żywioł. Przychodzą im z ogromną łatwością. Używają propagandy wykorzystując słabości i lęki społeczeństwa. Tych obecnie nie brakuje. A gdy ktoś próbuje obnażyć ich kłamstwa natychmiast znajduje się grupa atakująca taką jednostkę. Bo grupa to siła.

Protestujący to bardzo różni ludzie. Mają różne poglądy, zainteresowania, zawody, wykształcenie, sytuację rodzinną i temperamenty. Na jednym z transparentów widziałam napis „nawet introwertycy wyszli na ulicę”. Wyszli wszyscy, dla których prawa człowieka są ważne i pragną ich bronić. I piękno tych protestów jest w jedności. I to ona jest siłą, która może powstrzymać ciągnięcie nas do rzeczywistości jakiej nie chcemy doczekać.

Nasze szpularki też były różne. Nie strajkowały dlatego, że się lubiły, ale z powodu zagrożenia. Rozumiały, że jedynie zjednoczenie sił jest dla nich szansą zwycięstwa. Obecnie mamy analogiczną rzeczywistość. Na większą skalę, bo obejmuje cały kraj. Zasada działania jednak ta sama. Reakcje władzy również. Na protestujących wychodzą siły policyjne i wojskowe jakich większość ludzi nigdy nie widziała. Robią wrażenie. Bo mają robić. Mają wystraszyć, tak jak kozacy wysłani na szpularki. Władza teraz zatrzymuje aktywistów, w czasie strajku było dokładnie to samo! W Żyrardowie otaczano grupy ludzi, a patrole miały zakaz rozmowy z protestującymi. Dokładnie jak dziś – do policjantów w kordonach otaczających protestujących można mówić, ale odpowiedzi brak.

Mamy 2020 rok, a obrazy jak z 1883. Przy czym kiedyś szybko władza zrozumiała, że warto postulaty strajkujących spełnić. Jak będzie teraz? Pytanie pozostawiam otwarte, do analizy sytuacji i dalszych wydarzeń.

Architektura Żyrardowa zachowana, jedynie stroje się zmieniły. Tu policja jeszcze biernie obserwuje protestujących. Nie mają rozkazu. Ale mogą go dostać. Jednak wierzę, że nad nami krążą dobre duchy tego miasta – szpularek, które się nie ugięły.

Z taką świadomością chce się walczyć o swoje prawa w Żyrardowie. Nawet jeśli będę jedynym głosem szpularek. A myślę, że wszyscy możemy nim być.

RÓŻNORODNE MIASTO WARSZAWA NA WIELE JĘZYKÓW

RÓŻNORODNE MIASTO WARSZAWA NA WIELE JĘZYKÓW

EUGENIA BALAKIREVA (Białoruś)
MICHAŁ BORCZUCH
NOUMS DEMBELE (Burkina Faso)
HUBERT ZEMLER
CHRISTINA ESHAK (Syria)
OLGA MYSŁOWSKA
MARTINA KUZMANOVIĆ (Serbia)
KATARZYNA GÓRNA
DINA LEONOVA (Białoruś)
DIANA LELONEK
MARIA MARTOS (Ukraina)
RAPHAEL ROGIŃSKI

słuchowisko:
Wojtek Zrałek-Kossakowski
Marcin Lenarczyk

Dowiedz się więcej