Zuzanna Derlacz rozmawia z dr hab. Wiktorem Kotowskim, biologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistą w zakresie ekologii i ochrony mokradeł.
Ugrzązłeś kiedyś w bagnie?
Grzęznąłem nie raz, ale tylko na tyle, że mi kalosz został w torfie. Chodzenie po bagnach nie grozi utonięciem, chyba że zupełnie się nie wie, jak się po nich poruszać. Rozległe bagna mogą być niebezpieczne z powodu ryzyka zabłądzenia, bo nie da się iść prosto, trzeba kluczyć po kępach, żeby nie wpaść po pas. Jeżeli są to duże tereny, to można zabłądzić. Były historie, że ludzie zaginęli na bagnach biebrzańskich, nie mówiąc o rozległych bagnach syberyjskich – i tam pewnie może się to kończyć utonięciem, bo człowiek wycieńczony już nie wie, gdzie iść.
A czy mokradło to to samo co bagno? I czy bagno to zawsze torfowisko?
Gdy mówimy „mokradło”, często mamy na myśli obszary bagienne, czyli takie, gdzie, jeśli wodę w ogóle widać na powierzchni, to jest ona wymieszana z glebą i jest dużo roślin – jest to faktycznie coś, w czym można ugrzęznąć. Ale mokradła obejmują też inne tereny – według oficjalnej definicji z Międzynarodowej Konwencji o Ochronie Mokradeł są to nie tylko podmokłe lądy, ale też właściwie wszystkie zbiorniki i cieki oraz przybrzeżne wody morskie do 6 metrów głębokości. Więc, poza oceanem i głębokim morzem, wszędzie gdzie jest woda w dużej ilości – czy to w glebie, czy na powierzchni – jest to mokradło, czyli taki teren przejściowy między lądem a wodą.
Z kolei torfowisko to termin niemal tożsamy z bagnem, o ile jest naturalne. Większość bagien jest torfowiskami, natomiast nie wszystkie torfowiska są bagnami – te, które osuszyliśmy, np. pod uprawy lub wydobycie torfu, nie są już bagnami, lecz wciąż są torfowiskami ze względu na obecność pokładów torfu. Żeby bagno było bagnem, musi w nim następować akumulacja szczątków roślin w postaci torfu albo innych osadów organicznych. A jeśli je osuszymy, to takie torfowisko, które było bagnem, zaczyna tracić te szczątki roślin, bo one się zaczynają rozkładać.
Właśnie, jakie rodzaje procesów glebotwórczych zachodzą na mokradłach?
Jeden z powszechnych typów gleb stworzonych na mokradłach to mady, czyli gleby terenów zalewowych. Niesione przez rzeki materiały odkładają się na okresowo zalewanych terenach. To zwykle ił, ale może być też sporo związków organicznych, dlatego gleby gliniaste są zwykle bardzo żyzne. W przeciwieństwie do torfowisk, mady mają tę substancję, z której powstaje gleba, z zewnątrz, przyniesioną przez rzeki nieraz z bardzo daleka.
Natomiast podstawowe gleby bagienne, z których najważniejsze są właśnie torfy, tworzą się tak, że proces rozkładu materii organicznej – czyli szczątków roślin – jest osłabiony ze względu na wysycenie gleby wodą. Panują w nich warunki beztlenowe – tlen co prawda rozpuszcza się w wodzie, natomiast rozchodzi się w niej bardzo wolno, więc gdy rozpuści się przy powierzchni, jest zużywany przez mikroorganizmy na pierwszych paru centymetrach i w głębi tlenu już nie ma. Gdyby gleba była napowietrzona, a nie nasycona wodą, to tlen by się tam przedostał – tak jest w każdej niebagiennej glebie. A jeśli warunki są beztlenowe, to szczątki roślin nie mogą być rozłożone przez powszechnie występujące w glebach świata bakterie i grzyby. W parku czy w lesie nie gromadzą się całe metry ściółki z opadłych z drzew liści, ponieważ są one dość szybko rozkładane w procesie biologicznego utleniania. Natomiast w wysyconym wodą torfie część związków organicznych prawie w ogóle nie jest rozkładana – przez tysiące lat gromadzi się zatem kilka, kilkanaście metrów pokładów torfu. Warunek, żeby to się odbywało, jest bardzo prosty – produkcja roślinna musi przeważać nad dekompozycją.
Czyli na torfowiskach gleba powstaje z roślin, które na nich rosną?
Tak, rośliny same tworzą sobie podłoże, a z częściowego rozkładu ich szczątków pochodzą podstawowe substancje pokarmowe dla rosnących roślin. Właściwie działa to tak samo, jak w większości ekosystemów, ale w warunkach pozabagiennych ilość materii organicznej w glebie – tak zwanej próchnicy, humusu – jest mniej więcej stała, czyli wszystko, co dostarczą rośliny z czasem się rozkłada. W torfowiskach rozkład jest niekompletny, a więc martwej materii organicznej ciągle przybywa. W efekcie torfowiska są zwykle mało żyzne, ponieważ część roślin pozostaje w stanie nierozłożonym w glebie, a zatem niecały azot i fosfor wraca do obiegu, by zasilać kolejne rośliny – jest więc coraz ubożej. Torfowiska stają się żyzne dopiero po osuszeniu – wtedy to wszystko, co chowało się w torfie, zaczyna się rozkładać i jest dostępne dla roślin.
Jak duża część materii organicznej na torfowisku nie rozkłada się do końca?
Około kilku do kilkunastu procent materii organicznej ląduje w torfie – ale jeśli taki cykl się powtarza przez tysiące lat, to odkłada się znaczna ilość torfu. Jeśli zawiercimy w torfowisku, to możemy zobaczyć szczątki roślin, ich nasiona, a pod mikroskopem – nawet szczątki mikroorganizmów, które żyły tam setki lub tysiące lat temu.
No właśnie, podobno torfowiska świetnie konserwują i co jakiś czas coś się w nich odnajduje – czy to dobrze zachowane zwłoki, jak chociażby mężczyzny z Tollund, czy wczesnośredniowieczną skórzaną księgę, czy też wspomniane już nasiona lub mikroorganizmy – dzięki czemu są niesamowitym źródłem wiedzy. Z czego wynikają właściwości konserwujące torfowisk?
Z dwóch rzeczy. Po pierwsze, proces rozkładu jest ograniczony. Po drugie, prowadzi on do wytworzenia kwasów humusowych, które w innych ekosystemach nie utrzymują się długo, a na torfowiskach pozostają w torfie. Te kwasy, nasączając tkanki różnych martwych organizmów, powstrzymują ich dalszy rozkład. Stąd też tzw. mumie torfowe, znajdowane przede wszystkim w Europie Północnej przy okazji eksploatacji torfowisk, ponieważ bez osuszenia torfowisko samo nie wystawia tej zawartości na wierzch.
Jak można by ten minimalny proces rozkładu na torfowisku porównać do procesu zachodzącego w kompoście? Co i kto w nim uczestniczy?
Generalnie na początku uczestniczy mniej więcej to samo, co w kompoście, bo wierzchnia warstwa torfowiska ma dostęp do tlenu, i tam są różne bakterie i grzyby, czyli dwie najważniejsze grupy mikroorganizmów, które prowadzą rozkład materii organicznej. Torf jest jednak czymś w rodzaju niedokończonego kompostu – to materia która zaczęła się rozkładać, ale przez to, że jest tam wysoki poziom wody, to po trafieniu w warunki beztlenowe przestaje się rozkładać. W głębi – już kilka, kilkanaście centymetrów pod powierzchnią torfowiska – są głównie bakterie beztlenowe, które mniej efektywnie rozkładają materię organiczną, oraz archeony, czyli najstarsze mikroorganizmy na Ziemi, które przetrwały w głębiach oceanicznych, na mokradłach w strefie beztlenowej i w przewodach pokarmowych zwierząt. To właśnie archeony odpowiadają za emisję metanu z bagien oraz z przewodów pokarmowych krów – rozkładają one związki organiczne beztlenowo, a efektem beztlenowego oddychania jest związek wodoru i węgla, czyli metan.
Jakie jeszcze organizmy mają wpływ na procesy bagienne?
Różnorodność organizmów na bagnach jest bardzo duża. Jest ich natomiast stosunkowo niewiele, jeśli chodzi o biomasę tego, co żyje w glebie – przede wszystkim dlatego, że na bagnie trudno mówić o glebie. Ta wierzchnia, natleniona warstwa, to często żywe ciała roślin, np. mchów; natomiast w głębi, w strefie beztlenowej, są głównie martwe rośliny. Gdybyśmy mieli glebę rozłożoną w większym stopniu, gdzie szczątki roślin są już przetworzone przez bakterie, a więc występują łatwo przyswajalne związki organiczne, to byłoby dużo fauny bezkręgowej, która to wszystko zjada – dżdżownic i innych pierścienic, larw owadów, pędraków. Natomiast na torfowisku za bardzo nie ma takiej przetworzonej materii, więc jest ich stosunkowo mało – pojawiają się dopiero po osuszeniu, ponieważ wtedy torfowisko staje się takim wielkim kompostem. Na aktywnych bagnach są za to organizmy, które zjadają martwe szczątki roślin albo żywe rośliny bezpośrednio, na przykład nicienie, wrotki, niesporczaki. Jest sporo owadów, których larwy wylęgają się w wodach bagiennych, a dorosłe żywią się krwią innych stworzeń, bywających na bagnach – zwierząt stałocieplnych, ssaków, ptaków. To, że na bagnach jest tyle nieprzyjemnych owadów, wynika po prostu z bogactwa życia na nich.
Czyli to bogactwo życia lokalizuje się raczej na powierzchni niż w glebie?
Tak. A żyjące w mchach bagiennych nicienie i niesporczaki korzystają z tego, że nie ma tam żyźniejszych warunków, które powodowałyby, że bardziej konkurencyjne zwierzęta by je wyparły. Podobnie z roślinami.
Zatem paradoksalnie niska żyzność sprzyja bioróżnorodności.
Dokładnie tak jest w przyrodzie – im mniej żyzny ekosystem, tym więcej gatunków. Im mniej jedzenia, tym więcej gatunków – im więcej jedzenia, tym łatwiej wygrywa najsilniejszy gatunek, który wykańcza konkurencyjnie pozostałych.
A czemu mokradeł jest coraz mniej?
Główna przyczyna zmniejszania się powierzchni mokradeł to osuszanie na potrzeby rolnicze – tereny zalewowe zagospodarowaliśmy bardzo dawno, ale żeby można było na nich gospodarować niezależnie od wezbrań rzek, trzeba było odciąć je wałami przeciwpowodziowymi. Z tych gleb madowych – bardzo żyznych – można korzystać dopóki się nie zdegradują, jest na nich dużo upraw warzywnych i sadowniczych. Ale bez corocznych zalewów one również zaczynają drastycznie przesychać, więc nie można bez końca z żyzności tych gleb korzystać. A już na pewno nie można w sposób zrównoważony długo użytkować odwodnionych torfowisk. W ich przypadku straciliśmy (w Polsce) ponad 86% – głównie przez melioracje na potrzeby rolnicze. Kolejna przyczyna to wydobycie torfu.
Jak długo gleba torfowa użytkowana rolniczo jest żyzna?
To zależy od typu torfowiska i od tego jak głębokie jest odwodnienie, ale z reguły problemy zaczynają się po jakichś 20-30 latach, więc z perspektywy krótkowzrocznej ekonomii opłaca się torfowiska odwadniać – te szczątki roślin zaczynają się zachowywać jak ziemia kompostowa, uwalniają substancje pokarmowe dla roślin, na początku jeszcze dobrze chłoną wodę. Ale z czasem rozkładają się bardziej, powstaje tzw. mursz, czyli gleba o gruzełkowatej strukturze, która przestaje trzymać wodę, a więc rośliny na byłym bagnie zaczynają cierpieć z powodu niedoboru wody. Coraz trudniej się tam gospodaruje, bo jest coraz mniej substancji pokarmowych, trzeba glebę nawozić, suplementować… Z czasem, po kilkudziesięciu latach takie osuszone torfowiska są zwykle porzucane przez rolników, a potem zarastają, płoną.
A jak to się stało, że kształtujący się tysiąclecia torf został uznany za niezbędny składnik podłoża ogrodniczego?
Historycznie torf był traktowany jako paliwo kopalne i wydobywany do palenia w piecach. Natomiast teraz głównym celem eksploatacji torfu jest wielkoskalowe, przemysłowe ogrodnictwo, bo torf, zwłaszcza z torfowisk wysokich porośniętych mchami, jest niesamowicie chłonną substancją. Sam w sobie jest lekki i łatwy w transporcie, chłonie wodę ze wszystkim, co w niej rozpuścimy, a zatem jest idealny do przemysłowych upraw roślin szklarniowych. Rośliny rosną tam w doniczkach wypełnionych torfem, a substancje pokarmowe zyskują z roztworu azotanów, fosforanów i mikroelementów, specyficznie dobranych do tych roślin – właściwie rosną w warunkach pół hydroponicznych, bo torf jest tylko nośnikiem. Równie dobrze można by go zastąpić innym rodzajem gąbki, ale torf jest w tej chwili po prostu najtańszy, ponieważ jego wydobycie nie jest obłożone ani podatkiem węglowym, ani opłatami za niszczenie wartościowych ekosystemów – taka produkcja się po prostu opłaca. Większość warzyw czy kwiatów dostępnych w Europie na bieżąco, zwłaszcza poza sezonem letnim, uprawiana jest właśnie na torfie, pozyskiwanym kosztem niszczenia naturalnych torfowisk. Również ze względu na niską cenę, torf jest głównym składnikiem popularnej ziemi uniwersalnej, wykorzystywanej do hobbystycznego ogrodnictwa. Dodaje się do niego wapna, czasem nawozów – i to jest nasza gleba ogrodnicza. Wcale nie jest ona dobra na dłuższą metę – jeżeli przesuszymy te rośliny, to torf też przekształca się tak, że nie chłonie wody tak łatwo.
Czym można by go zastąpić?
Oczywiście kompostem. Tylko o ile w uprawie hobbystycznej kompost jest znacznie lepszy niż torf, bo jest żyzny, i wymieszany z piaskiem stanowi najlepsze podłoże dla roślin doniczkowych, o tyle w przypadku przemysłowych upraw szklarniowych musiałoby dojść do pewnej rewolucji w myśleniu – musielibyśmy odejść od tej hydroponicznej uprawy roślin i pozwolić roślinom czerpać substancje pokarmowe z rozkładu materii organicznej. To byłaby zupełnie inna uprawa – mamy trochę takich upraw ekologicznych, zrównoważonych, ale one są na znacznie mniejszą skalę. Jak się spojrzy na to, jak wyglądają współczesne zagłębia szklarniowe, to są dziesiątki tysięcy hektarów pod szkłem, bardzo intensywnie użytkowane, oświetlane całą dobę, żeby rośliny mogły rosnąć non stop. Ponadto, plony rozprowadzane są później na tysiące kilometrów – także obecny system produkcji żywności jest daleki od jakiegokolwiek zrównoważenia.
Do czego jeszcze doprowadza osuszanie torfowisk?
Bardzo wiele organizmów, dla których bagna są siedliskami, znajduje się obecnie na liście gatunków zagrożonych, ze względu na niszczenie tego niegdyś powszechnego ekosystemu. Ze względu na jego trwałość i stabilność, organizmy te nie wyewoluowały strategii szybkiego przenoszenia się na inne miejsce, np. rozsiewania się z wiatrem na duże odległości, ponieważ ich bagienny ekosystem trwał przez tysiące lat i wciąż był taki sam. Także z punktu widzenia bioróżnorodności osuszanie torfowisk prowadzi do wymierania kolejnych gatunków.
Najważniejsza w kontekście zmian klimatu konsekwencja osuszania torfowisk to oczywiście emisja dwutlenku węgla – osuszone torfowisko zaczyna emitować węgiel, który był przez tysiące lat gromadzony w torfie, w postaci dwutlenku węgla. W skali świata szacuje się, że odpowiada to około pięciu procentom antropogenicznych emisji. Oczywiście często się mówi, że przecież naturalne bagna i tak emitują metan, ale prawda jest taka, że skoro z jednej strony akumulują węgiel w postaci martwej materii, czyli ściągają dwutlenek węgla w procesie fotosyntezy i pozostawiają część tego węgla w torfie, a niewielką część uwalniają z powrotem w postaci metanu, to w krótkim oknie czasowym są neutralne klimatycznie, natomiast w dłuższej perspektywie schładzają klimat, czyli więcej akumulują niż emitują, i to bardzo efektywnie.
Natomiast z punktu widzenia innych procesów, to przede wszystkim tracimy retencję wody. Ponadto przeżyźniamy sobie wody, bo pochodzące z rozkładu torfu azot i fosfor trafiają z wodą, która odwadnia torfowiska do rowów, a później do rzek, więc takie osuszone torfowisko działa trochę jak nawożenie pól, a w konsekwencji na przeżyźnionych wodach dochodzi np. do zakwitów glonów. Gdybyśmy mieli funkcjonujące przyrzeczne mokradła, to one mogłyby zatrzymać te substancje i nie doprowadzić do dalszego użyźniania wód, ale niestety je też niszczymy.
Właśnie, odnośnie retencji – jaką dokładnie rolę grają bagna torfowe w obiegu wody?
Bagna zawierają bardzo dużo wody w porównaniu do powierzchni, którą zajmują – w warunkach naturalnych torf w 90-95% składa się z wody. Więc gdy chodzimy po torfowisku, które ma 10 metrów pokładu torfu, to właściwie chodzimy po wodzie – 9,5 metra to woda, a reszta to taka gąbka, która wodę utrzymuje. Jaki to ma wpływ na obieg wody w przyrodzie? Jeśli mówimy o oddawaniu wody przez bagna, chodzi nie tyle o jej powolne odsączanie do gleby, ale przede wszystkim o jej wyparowywanie i powrót do obiegu w atmosferze. Dostępność wody dla nas, dla roślin czy ogólnie dla ekosystemów, to nie tylko woda, która wyparowała z mórz czy oceanów i do nas dofrunęła w chmurach, ale również woda, która wyparowała w obrębie lądów i wraca w postaci opadów. W klimacie przejściowym szacuje się, że 30-40% opadów jest generowanych z wody, która krąży w obrębie kontynentu. Jeżeli w czasie deficytów wody w atmosferze i wysokiej temperatury, mamy obszary, na których woda występuje blisko powierzchni, to będzie ona parować i zasilać obieg lokalny. Im mniej zbiorników wody w krajobrazie, tym większa susza, bo możemy liczyć tylko na duży obieg wody, czyli wodę powracającą znad oceanu. Dlatego ekosystemy zatrzymujące wodę pełnią bardzo ważną rolę. Bagna, które zajmują zaledwie kilka procent powierzchni lądów, zawierają tyle samo wody, co wszystkie pozostałe gleby świata. Ponadto, niektóre torfowiska mają zdolność pęcznienia i osiadania w zależności od tego, jaka jest wilgotność, także potrafią zwiększyć swoją pojemność wodą – w czasie deszczu jak gąbka chłoną wodę, co ma znaczenie zarówno pod kątem przeciwdziałania powodziom, jak i suszy. Inne mokradła są równie ważne dla retencji – na przykład tereny zalewowe rzek rozładowują powstające po ulewnych deszczach fale wezbraniowe, zapobiegając powodziom, a potem stopniowo oddają wodę rzece, zmniejszając wahania poziomu wody.
Zatem – nieco upraszczając – rolnictwo ma teraz problem, bo na jego potrzeby osuszono tereny, które poprzez retencję wody mogły łagodzić skutki postępującej katastrofy klimatycznej i towarzyszącej jej suszy
Tak. Żeby to naprawić, rolnictwo musiałoby oddać kilka do kilkunastu procent powierzchni rolnej, którą stanowią byłe mokradła – ich ponowne nawodnienie zwykle nie jest trudne, trzeba zatkać rowy, które wodę odprowadzają. Możemy to robić my, ale w wielu miejscach możemy też pozwolić działać tym, którzy od zawsze robią to najskuteczniej – bobrom.
Czyli jeśli chodzi o przeciwdziałanie suszy, bobry są najskuteczniejszymi aktywistami i inżynierami zarazem?
Zdecydowanie, bobry najlepiej naprawiają krajobraz. A wodę na bagnach trzeba zatrzymywać, bo nie tylko tam będzie jej wtedy więcej. I to nie tylko kwestia ograniczania postępu zmian klimatu, ale też adaptacji do nich. Jeżeli jest coraz cieplej, to potrzebujemy sąsiedztwa wody, żeby wysycić lokalnie powietrze parą wodną – im powietrze wilgotniejsze, tym pola i ogrody będą mniej wysychać.
Oczywiście, takie przywrócone mokradło nie będzie takie samo jak wcześniej, szczególnie pod względem składu botanicznego – na to by trzeba było poczekać pewnie kilkaset lat. Wpierw takie bagno będzie bardzo żyzne, bo po ponownym nawodnieniu te substancje z rozkładu torfu wciąż będą tam obecne, a więc nie powstanie mszyste torfowisko, tylko szuwar. Ale jeśli chodzi o retencję wody, to tę funkcję będzie spełniać; podobnie z magazynowaniem dwutlenku węgla, bo torf nie będzie się już dalej rozkładał.
Czy jest jakiś sposób na współpracę tych dwóch ekosystemów – mokradeł i ludzkiej produkcji rolnej?
Takim rozwiązaniem byłoby rolnictwo bagienne. Ze względu na to, że ponownie nawadniane torfowiska stają się bardzo żyzne, aż się prosi, żeby to jakoś wykorzystać. Rośliny, takie jak pałka czy trzcina, które bujnie porastają zrenaturyzowane bagna, mają przestrzenie powietrzne w łodygach, które czynią z nich znakomity materiał budowlany i ociepleniowy. Można ich też używać jako biomasy energetycznej, na kompost, a nawet jako dodatek do paszy. To są pomysły, które mają pomóc przywrócić wysokie poziomy wody bez konieczności wyganiania rolników z tych terenów. Bo chcielibyśmy mieć jak najwięcej terenów dla przyrody, ale to jest trudne do przeprowadzenia – trzeba by wykupić grunty, dać rolnikom inną ziemię w zamian. Więc można w jakiś sposób zachować produktywność tych terenów, godząc to z innymi funkcjami mokradeł.
Dochodzimy tu do pomysłu na bagna nadrzeczne. Mogą to być osuszone wcześniej torfowiska, mogą być inne rodzaje mokradeł zalewowych. Jeżeli nad rzeką takie tereny bagienne nie występują, bo ich kosztem powstały intensywne tereny rolnicze, to duża część nawozów z pól spływa wprost do rzeki. Substancje, które na krótką metę pomagają na polu, w wodzie powodują bardzo duże szkody – zakwity glonów, i to nie tylko w rzece, ale przede wszystkim w morzach. Jeżeli po drodze woda przejdzie przez teren bagienny, to część substancji nawozowych – azotanów i fosforanów, z którymi mamy problem – wchłoną rośliny rosnące na mokradle, oczyszczając wodę. I te rośliny, które urosną duże dzięki spływającym z pól nawozom, można skosić i wykorzystać, np. przekompostować i przywrócić wyłapane przez nie substancje na pole, zastępując nawozy sztuczne. Idea jest taka, żeby w ten sposób wprowadzić gospodarkę obiegu zamkniętego do rolnictwa. Choć zupełnie nawozów sztucznych pewnie nie wyeliminujemy, to w wielu uprawach takie nawozy zielone mogą być bardzo korzystne, bo one zwiększają też kompleks sorpcyjny gleby. Bo użytkując gleby tradycyjną orką coroczną i nawożąc mineralnie, właściwie usuwamy komponent węglowy – gleba ma coraz mniej próchnicy, nawozy które tam dostarczamy też nie mają się na czym zatrzymać i spływają do wód. Natomiast wprowadzając kompost powodujemy, że gleba ma znacznie lepsze właściwości retencyjne i lepiej trzyma wodę. Także kompost jest nam bardzo potrzebny.
Wiele słyszy się też o innych zagrożeniach dla torfowisk – na Polesiu planowana jest kopalnia węgla kamiennego w okolicach torfowiska, na Podlasiu kopania samego torfu, a warszawskie Zakole Wawerskie składa się przede wszystkim z prywatnych działek, które mogą pójść pod zabudowę, z czego niektóre już od dawna są nielegalnie podwyższane gruzem.
Tak, przyczyna jest taka, że Ci, którzy mogą zrobić interes kosztem środowiska zwykle to zrobią, ponieważ krótkowzroczny rachunek ekonomiczny przeważa, a nie ma przepisów chroniących mokradła jako takie, więc tak jak zwykle te koszty środowiskowe są eksternalizowane. Mamy przepisy unijne, związane z ochroną konkretnych typów ekosystemów, czyli tzw. Dyrektywę Siedliskową – jest ona transponowana do prawa polskiego, ale dotyczy to tylko obszarów „Natura 2000” i określonych typów ekosystemów, gdzie są jeszcze gatunki rzadkie, cenne. Nie mamy za to żadnego prawa, które chroniłoby ekosystemy wodne czy bagienne niezależnie od tego, co tam rośnie – jako regulatory krążenia pierwiastków, krążenia wody, czy ogólnie klimatu. Potrzeba konkretnych prawnych regulacji.
Jeśli chodzi o Zakole Wawerskie, to tylko jego mały fragment jest objęty ochroną – część olsowa jest zespołem przyrodniczo-krajobrazowym, czyli najniższą formą ochrony. Natomiast są tam jeszcze ogromne tereny, które są dawnymi aluwiami Wisły, i one nie mają żadnego statusu ochronnego. A jedno i drugie jest równie ważne. Miasto musi te tereny po prostu wykupić od prywatnych właścicieli, chociażby po to, żeby zrobić tam proponowany od jakiegoś czasu park retencji wodnej.