RZEŹBIARZ STRZĘPI JĘZYK
A choć tam kiedyś sztuce się udało
Walczyć z naturą, to późniéj lub wcześniéj
Natura wygra, sztuka się zapleśni*.
Michał Anioł
Gdy tylko zaczęliśmy rozmawiać o wystawie „Rzeźbiarz strzępi język”, Daniel Kotowski natychmiast przywołał ten właśnie fragment sonetu XLII Michała Anioła. Do tego wielkiego artysty jeszcze wrócimy, ale to motto miejmy od początku z tyłu głowy już teraz.
Daniel to artysta wyjątkowy i od dawna wymykający się wszelkim kategoriom. Bywa performerem, tworzy spektakle i videoart, zajmuje się najszerzej rozumianą sztuką wizualną. Bardzo zróżnicowana jest też materia jego prac – ruch, obraz, przestrzeń, ale też dźwięk, słowo i język. Te ostatnie także powinniśmy postrzegać w twórczości Daniela zdecydowanie szeroko – język może być przecież mówiony, pisany i migany. W swojej sztuce, Daniel stosuje je wszystkie.
Ta imponująca wielość materii dotyczy również wystawy „Rzeźbiarz strzępi język”. I to w stopniu wyjątkowym. „Rzeźbiarz strzępi język” to zaaranżowana przez Daniela kompozycja złożona z rzeźb Jana Szymańskiego, instalacji dźwiękowej Roberta Piotrowicza, wideo Tomasza Grabowskiego oraz performansu. Ale w twórczości Daniela zróżnicowana jest przecież nie tylko materia, którą mówi, ale też materia, o której mówi. W przypadku tej wystawy obie te materie są równie istotne i wchodzą ze sobą w intrygujący dialog.
W teatrze dość dobrze znane jest zjawisko tak zwanego „metateatru”, czyli takiego dramatu i/lub przedstawienia, które problematyzuje samo siebie. Taki teatr nie udaje, że nim nie jest – świadomie ujawnia szwy i swoją teatralność. Przed publicznością pyta o używane na scenie środki, o role autora-autorki, reżysera-reżyserki, aktora-aktorki. Podobnie jest z najnowszą wystawą Daniela Kotowskiego.
„Rzeźbiarz strzępi język” to fascynujący przykład sztuki refleksywnej. Każdy artystyczny gest, każdy użyty przez Kotowskiego środek ma tu znaczenie i zadaje nam konkretne pytania. Na przykład: wykorzystane w wystawie drewniane rzeźby rąk wykonane Jana Szymańskiego. Dlaczego rzeźby, dlaczego drewniane i dlaczego Jana Szymańskiego? I jak ma się to do słyszanego z głośników przywołanego jako motto fragmentu sonetu Michała Anioła?
Po kolei. Jednym z najbardziej znanych (i wyświechtanych) powiedzonek dotyczących sztuki jest to, że jest ona wieczna. Brzmi fajnie, ale czy na pewno? Papier pali się łatwo, teatr znika w momencie włączenia świateł na publiczności, płótno blaknie, kamień kruszeje, taśma się ściera, pliki się kasują… Może więc dzieła wykonane z materiałów syntetycznych będą miały więcej szczęścia? Możliwe, choć od ich używania coraz częściej się odchodzi w związku z wątpliwym moralnie procesem ich produkcji – „dobrym” przykładem mogą być tu farby tworzone z wykorzystaniem tłuszczów zwierzęcych. Więc drewno. Ono jest ekologiczne (albo: jeszcze za takie jest uważane). Ale na pewno nie jest wieczne.
Dalej. Dlaczego Jan Szymański? Bo to wspaniały rzeźbiarz. Ale przyznajcie szczerze: kto z Was o nim słyszał? Szymański jest rozpoznawalny „w pewnych kręgach”, na tyle niewielkich, że jego – wspaniałe! – dzieła nie oddzieliły się (jeszcze?) od ich twórcy. Ci, którzy znają Szymańskiego – znają jego dzieła. Te, które znają jego dzieła – wiedzą, że wykonał je Szymański. A Michał Anioł? Przecież wiemy: jeden z największych artystów w historii. Raczej znamy jego twórczość. Ale w jakim mieście się urodził, dlaczego wychowywała go rodzina kamieniarzy, dlaczego podczas jego pogrzebu doszło do przepychanek, jakim był człowiekiem? I czy odpowiedź na to ostatnie pytanie wpływa jakkolwiek na wartość jego dzieła? No i: kto o tej wartości decyduje?
Daniel Kotowski w wystawie „Rzeźbiarz strzępi język bada relacje zachodzące w trójkącie dzieło-materia-twórca. Kto tworzy, z czego tworzy, czego oczekuje. W tym kontekście frapujący jest też przywoływany przez Daniela jako klucz mit o Pigmalionie i Galatei – mitu, w którym autor wobec dzieła ma oczekiwania chyba największe z możliwych… Na marginesie: to zestawienie wykonanych przez Jana Szymańskiego drewnianych „rąk do mówienia” (osoby Głuche mówią przecież rękami) z opisamym przez Owidiusza w Metamorfozach mitem jest na tyle uderzające, że szukanie możliwych znaczeń i interpretacji pozostawię Państwu.
I właśnie: to Państwo ocenią. Do tak ważnego dla Daniela Kotowskiego trójkąta dzieło-materia-twórca dodałbym jeszcze jeden element: publiczność – to ona ostatecznie decyduje, o czym jest dzieło. Czasem wbrew temu, co założył(a) sobie artyst(k)a.
Trochę na zasadzie post scriptum, a trochę jako uzupełnienie chciałbym jeszcze cofnąć się o 2 lata. Gdy w 2021 roku organizowałem na Jasnej pokaz prac filmowych Daniela, zapytałem go: „Czy forma filmowa jest Ci szczególnie bliska? Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu w Twojej twórczości zaczyna ona dominować. Dlaczego?”. Daniel: „przyznam, że to pytanie mnie zaskoczyło. Musiałem pomyśleć i przejrzeć prace, które wykonałem do tej pory. Zorientowałem się, że faktycznie ostatnio dominują tam filmy. Tak naprawdę moja praktyka artystyczna zależy od danego pomysłu. To do niego dopasowuję formę oraz medium. Wybieram dziedziny sztuki, które akurat mi pasują. Nie skupiam się specjalnie skupiam się na wykorzystaniu filmu. Po prostu w ostatnim czasie miałem takie pomysły, dla których to było odpowiednie medium”**.