Pomysł wykluł się rok temu. Bardzo szybko dołączały kolejne osoby. Spotykaliśmy się w ogródku działkowym, na świeżym powietrzu, bo szalał covid. Przychodziłyśmy na te pierwsze spotkania w dwóch swetrach, najcieplejszych kurtkach i trzech parach skarpet. Robiło się coraz zimniej, a my siedzieliśmy wokół jednej lampy gazowej i próbowaliśmy snuć wspólne wizje tego, jak będziemy działać. Już wtedy komunikacja wymagała sporo wysiłku– tłumaczenie na arabski, angielski, rosyjski, francuski. Nie wszystkie osoby z tego pierwszego zespołu są z nami do dziś. Nie każdej odpowiadała forma kolektywu i nie każda mogła sobie pozwolić na inwestowanie energii i czasu w przedsięwzięcie, którego powodzenia nikt nie mógł zagwarantować.
Słuszna Strawa miała realizować odważne marzenia i mówić z podniesioną głową o potrzebach i oczekiwaniach osób ją tworzących. Bez wstydu i przepraszania, że te potrzeby są czasem podstawowe, a czasem nie, zawsze jednak bardzo trudne do zrealizowania. Miała troszkę wszystkich uwierać i czasem wypalić kubki smakowe, a czasem zaskoczyć ilością czosnku i cytryny.
Ale w końcu to my byliśmy zaskoczeni, i wzruszeni – tym jak ciepło Strawa została przyjęta, tym ile wsparcia dostaliśmy oraz tym jak bardzo wszystkim posmakowało nasze jedzenie. Być może nasze potrawy trochę złagodniały – nadal są autentyczne, ale rzadziej aż do łez osób nieprzyzwyczajonych do takiego poziomu ostrości. To, co dla nas najważniejsze nie uległo jednak zmianie – wspólne podejmowanie decyzji, wspólne dzielenie się odpowiedzialnością i budowanie miejsca, w którym każda i każdy może poczuć się u siebie pozostają ideałem, do którego wciąż dążymy.
Niedawno minął rok od tych pierwszych spotkań. Teraz w naszym kolektywie jest ponad dwadzieścia osób. Powołaliśmy spółdzielnię socjalną. Haregu mówi, że staliśmy się jak rodzina. I ma sporo racji. Rodzina oczywiście ze swoimi problemami, w której czasem się kłócimy, czasem sprawiamy sobie przykrość, a potem głośno śmiejemy z żartów Maysoon. I bez względu na wszystkie różnice – zawsze staramy się nawzajem wspierać.
W naszej kuchni używamy wyłącznie składników pochodzenia roślinnego. Tam gdzie możemy, chcemy działać etycznie. Chcemy by poszanowanie praw człowieka szło w parze z walką o prawa zwierząt. Nie godzimy się na zarabianie na ich cierpieniu. Na początku zastanawialiśmy się czy zawsze będziemy w stanie pogodzić autentyczność potraw z ich weganizacją. Po wielu miesiącach pracy, możemy spokojnie powiedzieć, że nam się to udało: jedzenie jest etyczne, wegańskie, pyszne i smakuje dokładnie tak jak powinno.
W książce znajdziecie dwa rodzaje przepisów: kulinarne i prawne. Mamy nadzieję, że z powodzeniem uda Wam się odtworzyć te pierwsze i że nigdy nie będziecie zmuszone zmagać się z tymi drugimi.