Ola Knychalska, Krysia Jędrzejewska-Szmek
Mokry sen o Warszawie


rozmawia: Paulina Januszewska
zdjęcia: Jakub Szafranski

przedruk z krytykapolityczna.pl

 

Bagno Zakola Wawerskiego to jeden z najciekawszych przyrodniczo terenów, które jeszcze można uratować. To również przestrzeń, którą można potraktować jako poligon w myśleniu o mieście, katastrofie klimatycznej, roli społeczności. Na Zakolu Wawerskim pod matronatem Krytyki Politycznej grupa artystów, aktywistek i naukowczyń realizuje wyjątkowy projekt, zapuszczając się w głąb rozległego, dzikiego mokradła.

Usytuowane pomiędzy dwiema dzielnicami Warszawy Zakole Wawerskie do niedawna pozostawało tajemniczym, a wręcz zupełnie zapomnianym punktem na mapie stolicy. Powodów owej nieobecności żywego i różnorodnego ekosystemu stolicy da się wymienić co najmniej kilka. Przyrodnicza niedostępność, negatywne kulturowe konotacje i społeczne napięcia sprawiają, że dzielące Wawer i Gocław mokradło spoczywa tak na marginesie powszechnej wyobraźni, jak i miejskiego prawa, które nie do końca wie, co z terenem zrobić.

W perspektywie wyzwań, jakie stawia przed nami katastrofa klimatyczna, mokradło to ma jednak wcale nie marginalne, ale priorytetowe znaczenie dla funkcjonowania przyrody, oczyszczania wody i powietrza, przeciwdziałania suszy czy zachowania bioróżnorodności. Poorane rowami melioracyjnymi, drenowane kanałem Nowa Ulga, porośnięte olsem, czyli bagiennym lasem olszowym, roślinami łąkowymi i trzciną, bagno to dom tysięcy nieludzkich bytów. To również istny raj dla miłośników natury – ornitologów, którzy mogą spotkać tu derkacze czy trzciniaki, albo botaników wypatrujących rzadkich lub zagrożonych wyginięciem gatunków, jak dziewięciornik błotny czy rzęśl długoszyjkowa.

Jak zatem zadbać o przyszłość bagna, zapewnić mu miejsce w świadomości mieszkańców i mieszkanek stolicy? Na to i wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć projekt ZAKOLE, w ramach którego grupa aktywistów, naukowczyń, artystów i przedstawicielek lokalnej społeczności „poszukuje nowego sposobu opowiadania i doświadczania miejsc takich jak Zakole Wawerskie, a także przybliża perspektywy istot zamieszkujących i współtworzących te tereny”. O wyjątkowości wawerskiego bagna i o samym przedsięwzięciu rozmawiamy z artystką i biolożką Krysią Jędrzejewską-Szmek oraz członkinią zespołu Krytyki Politycznej Olą Knychalską.

Paulina Januszewska: Gdy wpisuję hasło „Zakole Wawerskie” w wyszukiwarce, trafiam na Wikipedię albo niepokojące prasowe nagłówki o ofiarach wciągniętych przez bagno. Gdyby nie stworzona przez was niedawno strona poświęcona temu miejscu, pomyślałabym, że trzeba je omijać szerokim łukiem. Dlaczego wiemy o nim tak niewiele?

Krysia Jędrzejewska-Szmek: Zakole Wawerskie było dotychczas praktycznie niewidoczne lub traktowane z dystansem w opowieści o Warszawie. Nie można powiedzieć jednak, że brakuje wiedzy na jego temat. To teren, który od lat szeroko interesował przyrodników i został przez nich dość dobrze opisany naukowo. Na przykład Centrum Ochrony Mokradeł CMok starało się popularyzować temat Zakola w czasie dorocznych Dni Mokradeł. Grupa Projektowa Centrala interesowała się Zakolem jako ważnym elementem systemu wodnego Warszawy. Jednak przed badaczami wciąż stoi sporo wyzwań, jak choćby oszacowanie pokładów torfu. Dopiero niedawno podjęto próbę odpowiedzi na pytanie, jakie złoża się tam znajdują.

Ola Knychalska: Naszym celem jest jednak poszerzenie wiedzy powszechnej, również pozanaukowej, o tym miejscu. Język, którym opisano Zakole, jest bowiem niedostępny dla nienaukowców i nienaukowczyń, więc nie ma szans na przebicie się do szerszej świadomości.

To wydaje się symptomatyczne dla wielu dyskusji o ochronie przyrody i zmianach klimatycznych. Na jakie języki chciałybyście przepisać eksperckie dowody na konieczność ochrony takich obszarów jak Zakole?

Krysia: To, co robimy, nie jest zero-jedynkowym przekładaniem jednego języka na inne, ale wzajemnym przenikaniem się świata nauk przyrodniczych ze sztuką, antropologią, filozofią czy aktywizmem. Ten interdyscyplinarny koktajl ma służyć przede wszystkim stworzeniu nowej opowieści o Zakolu i zbadaniu go przez pryzmat doświadczeń żyjących wokół niego i w nim grup.

Ola: Chcemy – na ile tylko okaże się to możliwe – zrozumieć bagno z całą mnogością życia i procesów, które się w nim toczą. Próbujemy wsłuchać się w głosy istot, które przecież nie mają swoich rzeczników. W tę rolę starają się wchodzić aktywiści i aktywistki, ale im niekiedy mogą umykać inne konteksty, w które uwikłana jest przyroda. Nie chcemy dominacji jednego głosu nad drugim, ale chóru wspólnie szukającego rozwiązań. Dlatego działania proprzyrodnicze wymagają poszukiwania nowych, zmieniających percepcję, niepomijających żadnej perspektywy narzędzi dotarcia do tzw. mainstreamu, jak i połączenia ze sobą poszczególnych, zwykle zamkniętych we własnych bańkach grup.https://www.youtube.com/embed/3L1SVUbBiA0?feature=oembed

Z jakich metod korzystacie w ramach swojego projektu?

Ola: Użyłyśmy bardzo różnorodnych narzędzi poznawczych, np. ustawionej przez Krysię camery obscury, która pozwoliła zaproszonym do współpracy z nami i eksplorowania Zakola osobom inaczej spojrzeć na to miejsce. Zorganizowałyśmy także cykl pogłębionych, bardzo kameralnych spotkań na temat doświadczania bagna w ogóle.

Krysia: Były to wyjątkowe spacery – m.in. roślinno-performatywny, bobrowo-ruchowy czy dźwiękowo-ornitologiczny – w czasie których ich uczestnicy i uczestniczki mogli nawiązać bardzo bliską relację z przyrodą i zacząć traktować ją podmiotowo. Wchodząc na trudno dostępny teren, jakim jest bagno, zaproszeni przez nas przewodnicy i przewodniczki zaproponowali, by przestać traktować je jak niebezpieczny tor przeszkód, ale spróbować stać się jego częścią. W efekcie niespieszne bagienne wyprawy okazały się czymś w rodzaju połączenia tańca, medytacji i performance’u.

Ola: Nie udałoby się to bez pomocy artystów i artystek, którzy wspólnie z naukowcami i naukowczyniami prowadzili nas po tym niezwykłym terenie. Byli z nami m.in.: Igor Siedlecki, który zajmuje się kręgowcami, botaniczka Paulina Dzierża, poetka i performerka Edka Jarząb, Olga Roszkowska ze Spółdzielni „Krzak”, Michał Kryciński – specjalista od bobrów, czy artystka wizualna i dźwiękowa Gosia Wrzosek.

Czy tylko po stworzeniu tak bliskiej, intymnej relacji z naturą można stać się bojownikiem lub bojowniczką o jej prawa?

Ola: Nie tylko, ale takie doświadczenie wzmacnia poczucie sprawczości, a przede wszystkim pozwala przeciwstawić się marazmowi antropocenu. Hiperobiekt, którym jest globalna katastrofa klimatyczna, stawia nas na bardzo biernej pozycji. To normalne, że w misji ratowania świata czujemy się bezradni, mali, wypaleni. Ale możemy się od tego odbić dzięki działaniom w mikroskali, chroniąc przed zniszczeniem otaczające nas miejsca.

Krysia: Wydaje mi się, że marazm antropocenu to coś, co w szczególny sposób dotyka świat nauki, z którego sama wyrastam. Naukowcy i naukowczynie cały czas bacznie obserwują katastrofę klimatyczną, notując związane z nią parametry i wskaźniki, ale nie zawsze mierzą się z nią w aktywnym działaniu. Tu z pomocą przychodzą artyści, którzy szukają nowych form opowiadania o katastrofie klimatycznej. Połączenie języka naukowego z artystycznym daje nam zupełnie nowe możliwości. W efekcie naukowcy, którzy byli z nami na Zakolu, często wspominali, jak bardzo inspirująca dla nich okazywała się praca z ruchem i uważnością. Rozluźniali ciało, zamykali oczy, słuchali głosu natury albo improwizowali dźwięki, dzięki czemu stawali się bardziej świadomymi badaczami tego miejsca. To pozwala się mierzyć z bezradnością i budować poczucie poszerzonej wspólnoty, która wykracza poza własną dziedzinę, język, narzędzia i perspektywę.

A jaki stosunek do Zakola mają mieszkańcy okolicy?

Ola: Lokalna społeczność raczej nie zapuszcza się na te tereny. Część ludzi sądzi, że nie ma po co, a inni w ogóle nie wiedzą o jego istnieniu. Trudno się jednak temu dziwić. Zakole jest trudno dostępne, a poza tym leży pomiędzy dwiema dzielnicami, a więc funkcjonuje trochę jak ziemia graniczna, niczyja. W dodatku od strony Trasy Siekierkowskiej jest zasłonięte parawanami akustycznymi. Trasę przemierza codziennie masa ludzi, ale większość z nich nie ma pojęcia, co znajduje się za „ścianą” izolującą Zakole od reszty Warszawy. Sama nie jestem wyjątkiem, bo mieszkam od dwóch lat na Grochowie, 10 minut piechotą od tego terenu, a dopiero kilka miesięcy temu odkryłam, jak niezwykły i cenny przyrodniczo obszar mam na wyciągnięcie ręki.

Krysia: Ten schemat powtarza się w opowieściach większości okolicznych mieszkańców. Dowiadujemy się, że żyją obok Zakola od lat, ale go nie znają. Poznałyśmy też historie osób, które się tutaj urodziły i w dzieciństwie słyszały przestrogi od rodziców, by „pod żadnym pozorem nie zapuszczać się na niebezpieczne wawerskie bagno” i do dzisiaj tego zakazu nie złamały. Wizerunek Zakola okazuje się więc groźny i negatywny albo – częściej – nijaki. Świadczy o tym choćby fakt, na który zwróciła uwagę zaangażowana w nasz projekt naukowczyni, wybitna specjalistka od grzybów Marta Wrzosek.

Co dokładnie masz na myśli?

Krysia: W czasie prowadzonego przez nią eksperymentalnego spaceru po Zakolu usłyszeliśmy od niej, że gatunki grzybów żyjących w olsie – typie lasu z podnoszącym się okresowo poziomem wody – są najmniej rozpoznane nawet w świecie nauki. Dlaczego? Bo rzadko kto zapuszcza się na te tereny. A są tam dziesiątki mikroskopijnych gatunków, które żyją na wilgotnych, rozkładających się kłodach drewna. Można powiedzieć, że olsy to w klimacie umiarkowanym odpowiednik tropikalnej dżungli. Dodatkowo ten teren jest trudny do eksplorowania, bo pierwsi osadnicy na potrzeby rozwoju rolnictwa znacząco go zmeliorowali. Pozostała po tym procesie sieć zaczopowanych przez bobry kanałów i szlaków wodnych o bardzo dużej głębokości. Zdarzało mi się do nich wpadać.

Podkreślacie, że Zakole musi zaistnieć w szerszej świadomości mieszkańców i mieszkanek Warszawy. Ale czy popularyzacja tego miejsca paradoksalnie nie stanowi zagrożenia dla jego przetrwania?

Ola: Właśnie z tego powodu musimy pracować nad najskuteczniejszym sposobem komunikacji z osobami z zewnątrz. Nie chcemy, by kameralność naszego projektu i dzikość Zakola zamknęły dyskusję na temat jego przyszłości, lecz by potrafiły zaangażować różne grupy. Od początku realizacji naszego projektu mieliśmy świadomość, że ten teren potrzebuje społeczności, która chciałaby go bronić i śledzić decyzje mogące negatywnie wpływać na jego bezpieczeństwo. Zależy nam więc na zbudowaniu delikatnych wspólnotowych tkanek, które nie opierają się na polaryzacji, ale więziach osób znających to miejsce. Robimy wszystko, by w razie wybuchu jakiegoś konfliktu czy inwazji deweloperów Zakole jako teren przyrodniczy nie znalazło się na straconej pozycji.

Krysia: Ale z drugiej strony – nie jest też tak, że teraz każdy mieszkaniec Warszawy albo Gocławia czy Wawra powinien koniecznie wchodzić po pas w błoto, przedzierać się przez wielkie chaszcze i chmary komarów. Nie chodzi nam o to, by Zakole stało się mekką turystyczną, bo przecież nie przyniosłoby mu to korzyści. Wawerskie bagno jest tak naprawdę nieprzyjazne dla ludzi i szacunek do niego polega na tym, żeby obchodzić je dookoła albo oglądać z daleka, na przykład za pośrednictwem naszej strony.

No to spytam jeszcze bardziej prowokacyjnie – aktywiście wejść wolno, a Kowalskiemu z Gocławia – nie

Ola: Pamiętajmy, że Zakole składa się z dwóch części. Jedna jest łatwo dostępna, więc, odpowiadając pragmatycznie i praktycznie na twoje pytanie, nie widzę problemu, by ludzie przychodzili tu na spacery z psami i rodzinami. Z kolei druga część, czyli bagna, mokradła, to, używając metafory jednej z naszych gościń, antropolożki Iwy Kołodziejskiej, takie wawerskie K2. Wiemy, że istnieje, ale nie każdy tam dociera. Nie uzurpujemy sobie prawa do decydowania o tym, kto tam może wejść, mamy jednak świadomość, że bagienne spacery nie są dla każdego, więc ów podział następuje w sposób naturalny. Moja sąsiadka spaceruje po suchych dróżkach Zakola ze swoim psem, ale nigdy nie weszłaby w krzaki, w których „buszuje” Marcin Górnicki badający pokłady torfu.

Krysia: Na pewno nie chcielibyśmy także budować naszego projektu na konflikcie. Taki konflikt pojawił się w Białowieży już na etapie zakładania parku narodowego w latach 30. Obóz dla Puszczy w swoich działaniach aktywistycznych przykładał dużą wagę do kontaktów i współpracy ze społecznością lokalną, ale często te podziały były zbyt głębokie, by je pokonać. Staramy się wyciągać z tego wnioski. Sam termin „bagno” jest też dwuznaczny.

To znaczy?

Krysia: Zakole funkcjonuje jako synonim zaniedbania, ale także miejsce, do którego nie dotarła cywilizacja, coś, co jest bezużyteczne i stoi odłogiem, bo nie uporządkowały tego władze miasta. Z drugiej strony toczy się wielka i bardzo ważna dyskusja o tym, jak bardzo pożyteczną rolę bagna spełniają w ochranianiu klimatu i bioróżnorodności. Zakole stanowi też istotny element całej sieci nawodnienia w mieście. Oczywiście to niejedyny tego typu obszar w Warszawie, ale jeden z największych – zajmuje blisko 200 hektarów. Osuszanie takiego miejsca może więc spowodować ogromną szkodę dla całej stołecznej gospodarki wodnej.

Wydaje się więc, że jedyną opcją dla Zakola jest po prostu jego ścisła ochrona.

Krysia: Niby tak, ale pod uwagę musimy wziąć jeszcze aspekt społeczny, czyli toczący się wokół Zakola konflikt własnościowy. W latach 90. zaprzestano użytkowania tych terenów. Właściciele położonych tam działek próbowali się zrzeszać, by doprowadzić do sprzedaży posiadanej ziemi deweloperom, ale miasto – od niedawna dosyć świadomie – hamuje te plany. W samorządzie zresztą rozmowy o przyszłości tego obszaru toczą się nie od dziś. Gdy pracowałam z rzeźbiarką i aktywistką Anią Siekierską nad wystawą o nieużytkach, Zarząd Zieleni Warszawa oraz Pracownia Warszawa wskazywały nam Zakole jako jeden z najciekawszych przyrodniczo terenów, które jeszcze można uratować.

Ola: Do tej pory przysłuchiwaliśmy się różnym głosom, które należy uwzględnić w debacie o losie Zakola. Teraz rozpoczynamy rzeczniczy etap ścieżki na rzecz ratowania bagna. Nie chcemy wskazywać jednak odgórnych rozwiązań, mówiąc: „tu zbudujmy kładkę, tam zróbmy rezerwat, a ten kawałek sprzedajmy”, bo to mogłoby nas ustawić po którejś ze stron tego sporu, który wprawdzie jeszcze nie wybuchł, ale wisi w powietrzu.

Krysia: Nikt jeszcze nie przykuwa się do drzew, ale już czuć napięcie. Chcemy, by nasz projekt pomógł wyjść w myśleniu o bagnach poza kwestię własności. Potrzebujemy zupełnie nowej perspektywy, mając w pamięci choćby walkę o Jeziorko Czerniakowskie, które wprawdzie zostało ochronione przez aktywistów, ale tak naprawdę przeznaczone jest teraz na zniszczenie, ponieważ wysycha w związku z silną zabudową w jego bliskim otoczeniu.

Dlaczego potencjalny spór o Zakole może być skomplikowany?

Ola: Powodem jest wielopodmiotowość. Właścicielami wąsko podzielonych działek na Zakolu są przede wszystkim osoby prywatne, zwykle mieszkające w okolicy. To one są najbardziej sfrustrowane tą sytuacją, zwłaszcza gdy znają historie swoich sąsiadów czy znajomych, którzy mieli podobne działki poza tym terenem, mogli je sprzedać i dzięki temu znacząco zmienić swoją sytuację finansową. Tu natomiast sprawa jest w ciągłym zamrożeniu od dekad i stanowi przykład niegospodarności miasta, które nie wie, co z tym terenem zrobić, i nie kwapi się do wykupywania ziemi. Warto dodać, że prywatni właściciele niekoniecznie chcą, by ich własność trafiła w ręce dewelopera, który zniszczy Zakole i postawi tu kolejne bloki. Jednak – co zrozumiałe – chcieliby, żeby sprawa ruszyła wreszcie w jakimś kierunku.

Krysia: Dopiero z czasem zaczęliśmy rozumieć, jak trudne jest rozwiązanie takich spraw i jak złożone są to konflikty. Zwykle patrzymy na ochronę przyrody przez pryzmat złego i chciwego dewelopera. Tymczasem poznaliśmy np. historię osoby, która ze względów finansowych jest zmuszona mieszkać ze swoją rodziną u teściów, a jednocześnie posiada kilka hektarów niezwykle cennego terenu w środku miasta. Nie może z nim jednak nic zrobić. Trudno się takim osobom dziwić, że są wściekłe na miasto. Im dłużej z nimi rozmawiałam, tym bardziej czułam, że nasz projekt nie może być oderwany od ich perspektywy. Uważność to dla nas słowo klucz. Wiemy, że musimy dostrzec wszystkie aspekty Zakola, poznać wszystkie panujące w nim stosunki: wodne, społeczne, sąsiedzkie, historyczne. Myślę, że właśnie dzięki temu zaczęliśmy świadomie myśleć o modelach pracy, której nieodłącznymi cechami są współpraca, intymność, pokora, delikatność.

A co wam osobiście dała praca nad tym projektem?

Krysia: Wszyscy zachwycamy się tym, że bywanie na Zakolu daje nam pretekst do niecodziennych przeżyć. Brnięcie w kaloszach przez bagno, nieznajomość tego, co wydarzy się za chwilę, próba spoglądania na naturę z wielu perspektyw, nauka cierpliwości – to wszystko sprawia, że wokół tego miejsca tworzy się nowa wspólnota. Dzięki niej zaczynamy coraz bardziej świadomie odczuwać to, że międzyludzkie działania, wspólne bycie i współodczuwanie pozwalają zmierzyć się ze wspomnianym już syndromem braku sprawczości i wpływu na rzeczywistość.

Ola: Dla mnie ten projekt stanowi naturalną kontynuację dotychczasowych działań – budowania społeczności wokół jakiegoś tematu i odzyskiwania uważności wobec natury, która jest niezłym antidotum na marazm. Zaczęłam też głębiej myśleć o tym, w jaki sposób bagno działa poza systemem miasta. Zauważyłam, że przyciąga ono osoby, które ów system zmiażdżył lub o nich zapomniał. Szczególnie latem można tu spotkać sporo ludzi w kryzysie bezdomności. Ale to także miejsce, w którym obserwujemy działania wymykające się prawu, na przykład partyzanckie próby osuszania terenu albo wyrzucanie śmieci. To tylko mnoży dowody na zaniedbania ze strony władz miejskich, które – mam nadzieję – również pod wpływem naszego projektu zaczną wreszcie bagno, żyjące tam byty i ludzi traktować podmiotowo.

Osoby współtworzące projekt ZAKOLE:

Zuzia Derlacz – członkini ogrodniczo-artystycznego kolektywu Spółdzielnia „Krzak”, współredaktorka magazynu „Krzak Papier”, kuratorka wystaw. Aktywistka klimatyczna.

Krystyna Jędrzejewska-Szmek – artystka wizualna i biolożka. Zajmują ją relacje łączące osoby ludzkie z innymi. Pogłębia działalność artystyczną oscylującą na pograniczu sztuki i nauki. Współautorka nagradzanego artbooka Tropicale, który dotyka kwestii powiązania botaniki z kolonializmem.

Olga Roszkowska – artystka i badaczka. W swojej interdyscyplinarnej praktyce, obserwując opór, adaptacje i regeneracje międzygatunkowych wspólnot, podejmuje tematykę związaną z przestrzeniami ekstrakcji i kolonizacji przyrody. Członkini Spółdzielni „Krzak”, jedna z redaktorek magazynu „Krzak Papier”.

Ola Knychalska – producentka kultury angażująca się w pozainstytucjonalne, oddolne inicjatywy. Współtworzy warszawski kolektyw Kem, który eksperymentując z formatami, stara się wzmacniać queerowe, feministyczne i antyrasistowskie praktyki i dyskursy artystyczne. W Krytyce Politycznej zajmuje się projektami międzynarodowymi oraz współtworzy Warszawską Świetlicę Jasna 10.

Igor Stokfiszewski – badacz, aktywista, dramaturg. Współpracował m.in. z Teatrem Łaźnia Nowa, Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, Rimini Protokoll, z artystami – Arturem Żmijewskim, Pawłem Althamerem i Jaśminą Wójcik. Był członkiem zespołu 7. Biennale Sztuki Współczesnej w Berlinie (2012). Autor książek Zwrot polityczny (2009), Prawo do kultury (2018).

RÓŻNORODNE MIASTO WARSZAWA NA WIELE JĘZYKÓW

RÓŻNORODNE MIASTO WARSZAWA NA WIELE JĘZYKÓW

EUGENIA BALAKIREVA (Białoruś)
MICHAŁ BORCZUCH
NOUMS DEMBELE (Burkina Faso)
HUBERT ZEMLER
CHRISTINA ESHAK (Syria)
OLGA MYSŁOWSKA
MARTINA KUZMANOVIĆ (Serbia)
KATARZYNA GÓRNA
DINA LEONOVA (Białoruś)
DIANA LELONEK
MARIA MARTOS (Ukraina)
RAPHAEL ROGIŃSKI

słuchowisko:
Wojtek Zrałek-Kossakowski
Marcin Lenarczyk

Dowiedz się więcej